Austraaalia! Przywitała mnie choinką przed lotniskiem i temperaturą około 25C. Bardzo przyjemnie. Dojechałem do imprezowego hostelu i praktycznie odrazu wybyłem oglądać miasto. Bardzo ładnie, miasto chyba najfajniejsze w jakim w życiu byłem, wszyscy uśmiechnięci, mili, zadowoleni z życia. Widać to na każdym kroku. Jest super drogo, ale komu to przeszkadza. Jak każdy prawdziwy turysta poszedłem oglądać słynna opere.
Jest spoko, co do rzeczywistości to nie wiem czemu tak biała na zdjęciach wychodzi, skoro jest bardziej brudno-żółta, ale to nie ważne. Jest, stoi obok niej wielki żelazny most, dwie największe atrakcje Sydney w jednym miejscu.
Spacer po okolicy, opera z każdej strony. Ze strony parku nawet ładnie się prezentuje:
W okolicy tętni życie Sydney, bogaci ludzie chodzą do pobliskich restauracji, grajki grają na ulicy, malarze malują obrazy. Do tej opery ludzie nawet chodzą na koncerty. Nie sprawdzałem w jakich cenach bilety. Może jak trochę dorosnę to się tam wybiorę, teraz nie.
Później spacerkiem do hostelu przez park miejski. Taki oto widok na centrum biznesowe Sydney miałem.
Na drugi dzień miasta już mi starczyło, zerwałem się wcześnie rano około 11 i pojechałem na najpopularniejszą plażę w okolicy, Bondi Beach.
Czysta piękna plaża, dziewczyny topless, słońce, ciepło, zimne piwko, tak to ja mogę podróżować całe życie :)
Tak właśnie spędziłem aktywnie czas w Australii. Wieczorem jeszcze poleciałem szybko zobaczyć podświetloną operę. Bardzo ładna, ale nie mam zdjęć bo w nocy mi nie wychodzą.
Australia świetna, wrócę tu za rok na rok. Nie do Sydney, bo nie lubię takich dużych miast. Gdzieś do małej mieściny nad oceanem. Poznam piękną blond Australijkę, która nauczy mnie serfować. Alee to za rok. Teraz Nowa Zelandia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz