Pod wieżami pora na lunch a jak. Ostatni Polski posiłek, kabanosy i pogniecione mamine rogaliki weszły że hoho.
Później trochę się szwendałem po mieście bez celu, oglądałem meczety, nowoczesne budynki i okolice. Malezyjki średniej urody, nie było się za czym oglądać. Kuala Lumpur bardzo nowoczesne miasto, z super budynkami, dobrze rozwiniętą siatką metra i wielkimi centrami handlowymi.
Stare centrum miasta ze starymi budynkami i meczetami było w remoncie, to sobie nie pooglądałem.
W tym miejscu byłem na tyle zmęczony, że trzeba było się chwilę zdrzemnąć. Obudził mnie jakiś chłop pod pretekstem, żeby sprawdzić czy dobrze się czuję. Tak naprawdę chciał sobie pogadać. Marudził mi dobre pół godziny o wierze w Światowy Pokój i innych pierdołach. Był bardzo miły i ciężko było mi go spławić. Dał mi kupę jakichś książeczek do przeczytania i nawet nie chciał pieniędzy.
Aaa po drodze z tego placu na dworzec zgubiłem się. Standard. Tego dnia zgubiłem się kilka razy.
Pojechałem super luksusowym pociągiem z powrotem na lotnisko (największe chyba na jakim do tej pory byłem). Taki to dzień dość nudny w Kuala Lumpur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz